piątek, 6 października 2017

Zamienię cukrzycę z dopłatą na normalne życie..... Ktoś chętny ?


Może się to komuś nie spodoba, może i ktoś będzie mnie oceniał, może ktoś powie, że mam nie po kolei w głowie, może jeszcze inny powie, że demonizuje, może…

Mój 5 letni syn 29.09.2016 r dostał dożywotni wyrok, wyrok najgorszy – dostał wyrok dożywotniego życia z cukrzycą typu 1. Tak zaraz ktoś powie, ale są gorsze białaczka i inne groźne, śmiertelne choróbska, ale dla mnie jako dla matki to nie pocieszenie, że to tylko ct1. To aż ct1. To ciągłe życie w strachu obudzi się czy się nie obudzi. Ja tu nie mówię o nocach gdzie jest mały, kiedy to ja nie śpię bądź mam szatkowany sen, ja tu mówię o przyszłości. W TV i gazetach nie ma przypadków osób, które zasypiają i już się nie budzą, bo nie poczuły spadku cukru. A niestety bardzo dużo osób umiera. Tak wiele osób umiera w XXI wieku, wieku techniki. Tak są systemy monitoringu i co z tego? One kosztują i to nie mało. Ok mnie teraz na to stać i moje dziecko to ma. Ale nie wiem czy będzie mnie na to stać za 5 czy 10 lat. Mnie stać, ale ile osób nie stać. Mnie jako matce serce się rozpada na miliardy kawałków jak czytam: „ chciała bym Libre czy CGM dla dziecka ale nie mam z czego kupić”. Jaki ten świat jest niesprawiedliwy.  Dlatego stwierdzam, że cukrzyca typu 1 jest chorobą dla bogatych, bo ich stać na zapewnienie sobie tego wszystkiego, a przede wszystkim większego bezpieczeństwa. Ok ktoś może powiedzieć to niech te osoby pójdą do pracy, zmienią na lepszą. Tylko ja się pytam jak? Jak? Jak te osoby często koczują w przedszkolach, szkołach, bo nikt nie chce się zająć ich dzieckiem, nie chce pomóc!!  Mamy XXI wiek a mam wrażenie, że takie cechy jak człowieczeństwo, bezinteresowność, dobroć, chęć niesienia pomocy drugiemu człowiekowi niestety są 100 lat za murzynami w naszym kraju. Nie dość, że matki, ojcowie nie śpią w nocy mają dyżury co 2-3 godziny by zapewnić bezpieczeństwo swoim skarbom. Chyba nie musze tłumaczyć co robi brak snu, brak przespanej całej nocy, a może jednak to zrobię, bo mam nadzieję, że przeczyta to choćby jedna osoba niezwiązana z ct1. Drogi czytelniku mogę to na swoim przykładzie przedstawić otóż od roku przespane całe noce mogę policzyć na palcach jednej ręki. Często jestem zmęczona, a raczej już chronicznie jestem zmęczona (tak, tak biorę wszystkie witaminy), często jestem drażliwa, nie mam już takiego wielkiego pokładu spokoju jaki miałam, łatwiej można mnie zdenerwować, zrobiłam się nerwowa, co za tym idzie moje zdrowie też już nie jest takie jak osoby śpiącej całą noc. I teraz wracając do wątku Ci zmęczeni rodzice często koczujący w przedszkolach i szkołach musieli zrezygnować z pracy (a sporo osób im mówi, że teraz sobie odpoczywają i mają super urlop i żyją beztrosko) by zapewnić bezpieczeństwo swoim dzieciom i część tych rodzin po prostu nie stać na takie udogodnienia jak systemy ciągłego monitoringu, co powinno być podstawą w tej chorobie a w szczególności, że żyjemy w XXI wieku, wieku techniki i  nie jesteśmy państwem trzeciego świata. Proszę mi uwierzyć, że bardzo dużo rodziców jest pozostawiona samym sobie z tym wszystkim i zamiast otrzymywać pomoc od państwa i od ludzi pracujących w przedszkolach i szkołach to mają tylko rzucane kłody pod nogi.  Większość nauczycieli najchętniej by się pozbyła ze swej grupy przedszkolnej, szkolnej takiego dziecka. Tak dziecko z ct1 często jest traktowane jako problem. Nie mamy w naszym państwie jasnych przepisów dotyczących postępowania z chorobą przewlekłą jaką jest cukrzyca typu 1. Nie ma jasno określonego co powinien nauczyciel. Duża część nauczycieli nie chce pomagać w mierzeniu cukru a już nie wspomnę o podaniu insuliny lub nadzór nad podaniem insuliny przez dziecko. Przepis mówi o tym, że mogą to zrobić ale nie muszą i większość niestety z tej luki korzysta.  Ba nawet są pielęgniarki, które nie chcą pomagać, oczywiście bezprawnie tego odmawiają, chce tu pokazać jaka znieczulica panuje jak już nawet osoba, która powinna być z powołania do pracy pielęgniarskiej lub nauczycielskiej a jak to naprawdę w praktyce wygląda.  Zdążają się wspaniali nauczyciele, chodzące anioły, które chcą pomóc wiedzą co to człowieczeństwo i pomagają, mierzą cukier, podają insulinę jeżdżą na wycieczki bez konieczności by rodzic tam też był, bo z nim wszystko na telefon ustalają. W innych krajach to codzienność a u nas w Polsce to niestety rzadkość, coś mało spotykanego. Sama niestety na własnej skórze się przekonałam jak ludzie potrafią być bezduszni i nie wiedzą co to człowieczeństwo. Od lutego tego roku walczę z publicznym przedszkolem, do którego uczęszcza mój syn, który był jawnie dyskryminowany. Dyrekcja nie chciała się zgodzić, by korzystał z posiłków  przedszkolnych, co jest jawną dyskryminacją i łamaniem jego praw. Argument dyrekcji „a kto by miał to ważyć? Pani nakładająca posiłek nie ma czasu na to.” Po moich walkach i po postawieniu jasno sprawy dyrektorka łaskawie się zgodziła pod warunkiem minimum 2-3 tygodniowego szkolenia pani z kuchni z użytkowania wagi i nakładania posiłku na talerz. Tak, tak dobrze czytacie. Pewnie to tylko po to, by mnie zniechęcić i mi dopiec.  W rozmowach od dyrektorki usłyszałam, że przesadzam, że moje dziecko nie jest najważniejsze, że jestem na jej terenie i to ona decyduje, że podchodzę do tego wszystkiego emocjonalnie, a nie powinnam. Że to mój obowiązek jest zajęcie się dzieckiem 24h na dobę nawet w przedszkolu. Na moje pytanie to jak mamy z mężem chodzić do pracy i zarabiać na życie będąc zmuszeni do przyjazdu do przedszkola średnio co 2-3 godziny na podanie insuliny, usłyszałam tylko, że to już ich nie interesuje i to tylko nasza sprawa i mamy przedszkola do tego nie mieszać. I tak któreś powinno zrezygnować z pracy i być z dzieckiem, a najlepiej byśmy go przenieśli tam gdzie będzie mu lepiej, gdzie podadzą mu insulinę i pani wręczyła mi adres przedszkola. Że powinniśmy być przedszkolu wdzięczni, że mierzą dziecku cukier i że to jest wielkie ustępstwo z ich strony. Długo by tu opisywać zachowanie dyrektor, od braku czasu na rozmowy z nami i ewidentnie unikanie tematu  po krzyki na mnie i wyrzucenie mnie z gabinetu, aż do stwierdzenia, że jej grożę (a to za to, że tylko podesłałam aktualne przepisy prawa, artykuły z gazet, oficjalne stanowisko ministra zdrowia i edukacji oraz artykuł 160 kodeksu karnego, by była świadoma co grozi każdemu człowiekowi za nieudzielenie pomocy).      

Dlaczego w XXI wieku my rodzice musimy walczyć o nasze chore dzieci, o takie podstawowe sprawy? Te kilka podstawowych rzeczy przy naszych pociechach powinny przychodzić jak oddychanie. Dlaczego w tym świecie, polskim świecie jest tak mało człowieka w człowieku? I rodzice muszą walczyć a to z nauczycielami, z władzami, ministerstwami o dobro naszych dzieci?

Zamieniła bym się z taką bezduszną osobą, która ma takie podejście lub mówi, że osoby niepracujące (nie z własnej woli, a zmuszone) i zajmujące się dzieckiem maja dobrze. Oddam te „dobrze” chętnemu, zapłacę, oddam cały majątek, zapożyczę się nawet na wysoką kwotę by ją tej osobie dać tylko niech to zabierze, zabierze to cholerną cukrzycę na zawsze. Ktoś chętny?

(MoKo)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz