02.00. Siedzę na łóżku i łzy płyną mi po policzku. Jestem beznadziejna. Co się ze mną dzieje. Dzisiejszy dzień pokazał mi, że tak dłużej być nie może. Musze się wziąć za siebie. Jutro dzwonię do psychiatry. Nie dam rady sama. Wiem, że to znowu ona...depresja. Już myślałam, że pożegnałam france wiele lat temu, a dzisiaj zdałam sobie sprawę, że za moim ostatnim zachowaniem stoi ona. Podstępna i zdradliwa. Nie mogę po raz kolejny dać jej wygrać. Teraz jestem mądrzejsza. Teraz wiem jak z nią walczyć.
Kilka lat temu wpadłam w depresję.
Nie miałam siły wstawać z łóżka.
Nie chciałam jeść, spać, nawet nie chciało mi się zajmować dzieckiem.
Nie wychodziłam z domu. Każdy kontakt z ludźmi był dla mnie katorgą. Nie
umiałam sztucznie uśmiechać się i mówić wszystkim jak to jest kolorowo i
świetnie. Nie było. Świąt runął mi na
głowę z całym jego cholerstwem. Nie będę pisać skąd to się wzięło, bo to
nieistotne. Istotne jest, że ludzie nie
rozumieli. Słyszałam tylko „daj spokój, uśmiechnij się, jutro będzie lepiej. Wyjdź gdzieś, zabaw się i już”. Ale to i już
nie następowało. Nie było lepiej. Nikt
nie rozumiał, że będąc w depresji człowiek nie myśli racjonalnie. To tak jakby
za ciebie myślał kto inny, kto siedzi w twojej głowie i wciąż coś szepcze. Nie da się samemu z tego wyjść. Nie pomagają rady typu : „masz dziecko
ogarnij się”. Nie...nie.i nie...nie ogarnę się.
Byłam nerwowa i łatwo było doprowadzić mnie do furii.
Dzisiaj poczułam to samo. Wpadłam w furię, bo ...no właśnie sama nie wiem
czemu. A najgorsze w tym wszystkim, że wydarłam się na dzieci. I opamiętałam się , gdy w ich oczach
zobaczyłam przerażenie. Tego widoku nie zapomnę do końca życia. Moje dzieci się bały. Wielka czerwona lampka z mega syrena zawyły mi
nad głową. Hola hola. ..tym razem się
nie dam. To już czas iść do specjalisty. Wiem skąd to się wzięło. Rok temu diagnoza, urodzenie dziecka. Rok czasu bez snu. W ciągłym stresie. Ciągła walka o dobre cukry. O życie mojego dziecka. Strach za każdym razem jak nie ma jej przy
mnie. Strach o jej przyszłość. Ciągle
myślenie czy nie spadł jej cukier, czy
dobrze się czuje. Codzienne życie z cukrzyca. Przeliczanie, ważenie, zastrzyki. Pilnowanie dziecka ale też
ważności insuliny, pasków, czy trzeba już lecieć po recepte na następne. Czy
stać nas na następny sensor. Czy w ogóle
dostanę Apidre?????? Pilnowanie terminów wizyt lekarskich, kontroli. Robienie
wyników. A do tego na głowie cały dom.
Mąż, drugie dziecko. Szkoła, samochód, ubezpieczenia. Zakupu i wyjazdy. Rodzina i
znajomi. To wszystko sprawia, że człowiek zaczyna wariowac. Codzienna walka z
cały światem i w tym wszystkim nie wolno zapomnieć, że nasze dzieci to tylko dzieci. Ze
muszą mieć normalne dzieciństwo. To
wszystko mnie przerosło.
Niestety nikt nie zdaje sobie sprawy czym jest depresja, dopóki jej nie
doświadczyć. Boje się każdego dnia, że
może to też spotkać moje dziecko. Tyle
się czyta i słyszę o podwyższonym ryzyku występowania tej choroby u osób z CT1.
Bo czyż nasze dzieci nie zmagają się z najbardziej upierdliwa choroba? Która tak naprawdę jest
cichym zabójca. Wiele nastolatków
przechodzi bunt związany z chorobą. Nie
umiejętna pomoc może doprowadzić do depresji.
Dlatego tak ważne jest rozmawianie z naszymi dziećmi. Tłumaczenie i wspieranie. Po to żeby
wiedziały, że choćby nie wiadomo co się
stało i co by robiły to my, rodzice jesteśmy dla nich i przy nich. Dopiero co
na jednej z grup były poszukiwania 9 letniej dziewczynki, która chciała się
rzucić pod samochód. ...
Rozmawiamy z naszymi dziećmi. Damy
im tyle miłości, cierpliwości i uwagi
ile potrzebują. To na pewno zaprocentuje
w przyszłości. Nie bagatelizujmy żadnych
objawów.
Mama N.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz