02.00. W oddali słyszę sygnał alarmu. Cukier
spada. Powieki mam ciężkie jak z ołowiu.
Nie jestem w stanie otworzyć oczu. Chce spać. Nie mam siły podnieść się z łóżka. Wiem jednak, że muszę. Tam obok w pokoju śpi moja córka, która czuje się bezpiecznie, bo ja Czuwam.
Tak Czuwam. Właśnie. Musze
wstać. Zwlekam się z łóżka o powoli idę
do pokoju córci. Cukier spada. Musze
podać sok. Moja księżniczka . Tak ciężko mi ją budzić.
Nie dlatego, że mocno śpi ale dlatego, że tak nie powinno być. Nic nie powinno zakłócać spokojnego snu
dziecka. Nic. To już prawie dwa lata a mnie wciąż serce tak mocno boli. Chyba nigdy nie pogodzę się z tym wszystkim.
Powoli widzę, jak zaczynam żyć tylko tym.
Bałam się,
że moja córeczka nie poradzi sobie sama. Że nie da rady pilnować się w
szkole. Ale życie, zweryfikowałam moje
myślenie. Jest już dorosła. Dojrzała bardzo szybko. Szkoła otoczyła ją
taką opieką, że jestem spokojna. Sama też świetnie daje sobie radę. Nie chce jeszcze dawać sobie sama zastrzyków,
ale całą resztę sama ogarnia. Dla mnie jest bohaterką. Świetnie radzi sobie w
szkole. Jest mega uzdolniona plastycznie.
Nie musze się już tak martwić.
O co więc mi chodzi? Czemu wciąż czegoś się
boje? Czy to tak wielki strach o dzieci? Przecież nic się nie dzieje...Wciąż
czuje dziwny niepokój. Wciąż jestem
zdenerwowana. Wciąż mam wrażenie, że coś
się stanie. Nie mogę nic jeść. Od kilku
miesięcy ból głowy nie opuszcza mnie.
Tak łatwo mnie wyprowadzić z równowagi. Wciąż tylko czepiam się o pierdoły. O szklankę na stole. O włos na dywanie. Tak bardzo chce być
perfekcyjna, żeby zagłuszyć ból. Ból jaki daje mi patrzenie na chore dziecko.
Strach przed tym, czy poradzą sobie w życiu.
Kim będą? Jakie będą ?
Ten strach i ból doprowadził mnie do tego, że
przestałam normalnie funkcjonować. Nie mam siły na nic. Wychodzę z domu, bo
musze. Zajmuję się domem , bo muszę. Zapomniałam o co chodzi w życiu. O ten promyk słońca nieśmiało wyglądający zza
firanki. O uśmiech dziecka o poranku. O dotyk ręki na policzku. O pocałunek na dzień dobry i dobranoc. O
wspólne posiłki i wieczory. O nasze dni.
O nasze życie. O to wszystko co składa
się na miłość. O te przyjaźń i zaufanie.
O bezgranicznie zaufanie i dawanie bezpieczeństwa.
Jak mogę dać bezpieczeństwo skoro sama nie
potrafię sobie pomóc. Zapomniałam o
sobie. Ale już dosyć. Potrzebowałam
pomocy specjalisty. Potrzebowałam pomocy, aby na nowo zacząć żyć. Wstać z kolan i pokazać znów, jak jestem
silna. Silna swoją miłością. Silna
swoimi dziećmi . Tym że mam idealnego faceta kolo siebie. Tak idealnego . To on codziennie i wciąż o
mnie walczy. Nie poddaje się chociaż to nie jest łatwe. Próbuje mnie rozśmieszać gdy tonę w smutkach. Ale już dosyć tego. Wstaje silna dla nich. Po to by móc żyć. Cieszyć się.
Kochać. Życie jest takie kruche.
Nie mogę go tracić. Moja rodzina mnie
potrzebuje. Moje dzieci są jeszcze takie małe.
Potrzebują szczęśliwej matki
Musze znaleźć sobie cel. Taki mój. Tylko dla mnie. Jestem matką. Dbam i wychowuje. Robię wszystko i zrobię
wszystko dla nich. Jestem żoną. Dbam i
kocham. I zawsze będę. Ale jestem też kobietą. Jestem też sobą. Musze mieć coś swojego. Coś co będzie tylko
moje. Co będzie dawało mi radość. Co zajmie mój czas i myśli, gdy znowu dopadną
mnie czarne myśli. Chce czuć że żyję. Czuć wiatr we włosach. Tę wolność.
Tę niezachwianą wiarę we własne siły.
Musze znaleźć jakąś pasje. Wiem, że wszyscy
wokół tego pragną. Mojego
szczęścia. I my wszystkie matki, wszyscy
ojcowie dzieci z CT1 musimy dać im
swobodę. One sobie poradzą. To my musimy zadbać o siebie. Jeśli chcemy im
pomagać, być ich podporą musimy sami stać twardo na ziemi. Musimy być
szczęśliwi. Każdy z nas musi mieć swój
azyl. Swoje coś co daje wolność. Ja
sobie szukam. Próbuje. Sprawdzam. W końcu znajdę swoją pasję. Na razie kilogramami kupuje książki.
A Ty? Jaka masz pasje? Co daje Ci siłę, by
wciąż na nowo wstawać w nocy????
My chorujemy juz 5 lat... przez ten czas zaczęłam fotografować, szyć, szydełkować, piec torty, rozpoczęłam dwie podyplomówki ... Postanowiłam ten czas spędzić bardzo aktywnie.. więc wszedzie mnie pełno :)
OdpowiedzUsuńPiękne wyznanie. W każdym z nas jest strach bo niby na pierwszy rzut oka nasze dzieci wyglądają na zdrowe ale tak niewiele potrzeba by mogło coś wydarzyć. Mój syn Antoś też świetnie radzi sobie z chorobą a ma dopiero 10 lat. I też może gdyby nie moja pasja i wieczory spędzone tak tylko dla siebie to bym zwariowała. Ja uwielbiam robótki ręczne a szczególnie upodobałam sobie koronkę frywolitkową. I to mi daje dużo relaksu przyjemności i odprężenia. Tak ze warto znaleźć coś dla siebie .
OdpowiedzUsuń