Dzień, w którym moje życie zaczęło się na nowo.


 
02.00. Noc. Cicho i spokojnie. Powoli wstaję z łóżka. Maleństwo śpi w łóżeczku. Muszę zrobić mleko i nakarmić dzieciątko.  Po drodze do kuchni jeszcze jeden pokój. Cichutko staram się usłyszeć oddech. I jest, równy, miarowy, spokojny.   W łóżku tak głęboko śpi moja córeczka. Podchodzę bezszelestnie i podnoszę małą rączkę. Muszę zmierzyć cukier. Po raz kolejny nakłuć paluszek . 158. Jest dobrze. Do rana mam spokój a moje dziecko jest bezpieczne. Nie będę po raz kolejny zadawać sobie pytania dlaczego ona? Nie będę płakać kolejna noc z rzędu. Nie będę rozpamiętywać tego dnia pół roku temu...pół roku temu...
 
Pół roku temu mój świat był kolorowy. Zielono-żółty. Takie barwy kojarzą mi się z latem. 40 tydzień ciąży, moja starsza szczęśliwa ,bo czekamy na siostrzyczkę. Rola starszej siostry to jest coś. Ostatnie spacery tylko we dwie.  I ten jeden spacer, który był ostatnim. Po powrocie do domu oglądam zdjęcia. Uwagę zwraca blada i chudziutka twarz mojej córeczki. 8 lat ją znam i nie poznaję jej na tym zdjęciu.   Dopiero teraz zauważam cienie pod oczami i tę przejmującą chudość. Nigdy nie była gruba ale miała swoje ciałko. Intuicja podpowiada mi, że coś jest nie tak. I to że zaczęły wypadać jej włosy. ..dobrze ze są wakacje. Nazajutrz z samego rana lecimy do przychodni, wyniki i pierwszy szok. Lekarka pierwszego kontaktu, pediatra nie pozostawia złudzeń. Niunia nie wie o czym rozmawiamy ale rozpaczliwie płacze.  Już czuję, że jest źle. Dalej wszystko toczy się jakby poza mną. Karetka i do szpitala.100 km przed nami.  Ja z wielkim brzuchem. Niunia już pomału zaczyna rozumieć ale póki co cieszy się z jazdy na sygnale.
 
Szpital. Mąż i babcia jadą za nami z rzeczami. Zostaniemy tu dwa tygodnie. A ja widzę tylko rurki, kroplówki i moje kochane serduszko na łóżku szpitalnym. I dopiero teraz przypominam sobie – faktycznie moje dziecko ostatnio bardzo dużo piło. Te częste wizyty w toalecie. Rozdrażnienie i niemożność skupienia się. Te cienie pod oczami, bladość  i wypadanie włosów.  Jak to dobrze, że po raz kolejny posłuchałam  swojej intuicji.  I ciągłe tylko słyszę od lekarki -cukrzyca typ 1. Nie dociera to do mnie. Ja muszę teraz być przy niej na łóżku.  Nieważne, że wielki brzuch  przeszkadza. Że ciasno. Muszę być przy niej. Czuwam całą noc. Koszmarną noc. Kłucie co dwie godziny. Cukier, gazometria. A moja Myszka ze wszystkiego na świecie najbardziej boi się igieł. ..taki kaprys losu...
 
Nasz pobyt w szpitalu dla niej był jak wakacje a ja modliłam się żeby nie zacząć rodzić. Teraz muszę być tu z nią. Dla niej. Tyle musiałam się nauczyć. Od teraz muszę być jej lekarzem, pielęgniarką i mamą w jednym. Od teraz jej życie zależy ode mnie.
 
Tydzień po wyjściu ze szpitala pakuje się. Teraz ja muszę położyć się na oddział położniczy. Moja Myszka szczęśliwa, bo w końcu urodzi się jej siostrzyczka .
 
Pół roku temu moje serce rozpadło się na kawałki. Na dwa kawałki dla dwóch najważniejszych istot w moim życiu. Radość mojej Myszki po ujrzeniu siostry pozwoliła mi uwierzyć, że mimo wszystko będzie szczęśliwa.  
 
Pół roku temu moje życie zaczęło się od nowa. Z cukrzycą i z dwoma cudownymi moimi córeczkami.
 
02.30. Siedzę na łóżku i słucham ciszy. Polubiłam noc. Noc daje spokój i nadzieję.
 
 
Przedstawię się Wam. Jestem E. I jestem mamą 8 – letniej słodziutkiej N.

 (EDu)

 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz