Nocne matek i ojców czuwanie


02.00. Cisza. Słychać stukające o  szybę krople deszczu. Słychać cichutki oddech L. w łóżeczku I głośne chrapanie mego pana obok. Powoli wstaję z łóżka.  Lampka nieśmiało  świeci. W pokoju N półmrok.  Tutaj również świeci się słabiutka lampka.  N boi się ciemności.  Delikatnie biorę w swoją dłoń malutkie paluszki.  Za każdym razem coś mnie ściska w żołądku.  Nie mogę i chyba nigdy nie przyzwyczaję  się do tego. Ile ja bym dała, żeby tego nie robić.  No właśnie ile?

Czy uczucia matki można jakoś wycenić?  Czy jej poświęcenie ma jakieś granice? Na  ile prawdziwe jest stwierdzenie,  że można za kogoś oddać życie?

7.miesiecy temu moje serce rozpadło się na kawałki.  W chwili kiedy usłyszałam diagnozę byłam pewna, że mogę poświęcić swoje życie byle tylko moje dziecko było zdrowe. Byłabym gotowa oddać wszystko za to, żeby tych słów nie słyszeć.  Od tego momentu wiedziałam również,  że moje życie się skończyło.  Od tego momentu zaczęłam żyć na nowo. Żyć dla niej.

Choroba zmieniła całe nasze życie.   Nasze nawyki, przyzwyczajenia. Choroba zmusiła nas do innej organizacji życia.  Dla mojej córki zrezygnowałam z pracy.  Zrezygnowałam, żeby móc się nią opiekować.  Być dla niej w każdym momencie, w którym będzie mnie potrzebowała.  Zrezygnowałam z siebie,  żeby to jej dzieciństwo jak najdłużej bylo dzieciństwem.  Wzięłam na siebie liczenie, ważenie,  przeliczanie. Wzięłam na siebie wszystko. Pamiętam o wizytach u lekarzy,  pamiętam o badaniach, pamiętam o codziennym ruchu i motywuje ją do tego.  Pamiętam o porach na jedzenie i porach na mierzenie cukru. Pamiętam kiedy musze iść po następna receptę i ze skończyły się kabanosy.  Pamiętam ,że zawsze w lodówce musze mieć serki I warzywa.  Pamiętam o stałym wyposażeniu tornistra.  Pamiętam,  że mimo wszystko musimy mieć normalne życie. 

Pamiętam o wstawaniu w nocy. Czasami co dwie godziny. Na początku było  nieźle.  I tak wstawałam  karmić L. Co dwie godziny więc pomiar cukru. Teraz L. budzi się coraz rzadziej i musze pilnować pory. Pamiętam jak w szpitalu uczono nas, że nie musimy wstawać co chwilę.  Wystarczy pomiar o 2 w nocy i potem dopiero rano. Ale ten kto nie poznał co to strach o własne dziecko nie wie, co znaczy bać się zasnąć.  Ja teraz tak mam. 7 miesięcy wstawania co dwie godziny noc w noc. Teraz boje się zasnąć, bo naprawdę mogę nie usłyszeć budzika. A jeśli przegapie nocne hipo? Strach o własne dziecko powoduje, ze mimo skrajnego zmęczenia jesteśmy w stanie przenosić góry.  Każda z nas wie co to znaczy gotować obiad i spać. Robić zakupy jednocześnie odpoczywać. Jakimś cudem jesteśmy w stanie cały dzień poruszać się na najwyższych obrotach po to, by w nocy czuwać.  Ale zdążają się dni kiedy organizm mówi stop!. Dzisiaj już nie dam rady. Co w takim dniu?? Czy jeśli czegoś nie zrobię to będzie znaczyło, że jestem zła matka?  Czy jeśli choć raz położę się i pomyśle o sobie to znaczy, że nie kocham? Oczywiście że nie. Każdy z nas ma prawo do słabości.  Nikt, absolutnie nikt kto nie jest w naszej sytuacji nie potrafi tego zrozumieć.  Każdy puka się w głowę. ....siedzi w domu i nic nie robi i wielce zmęczona. ...tak zmęczona codzienna walką o zdrowie własnego dziecka.  Nikt kto nie płakał z bezsilności tej dosłownej nie zrozumie...bezsilności , która powoduje że boisz się zasnąć bo nie obudzisz się w porę. 

Niemniej staram się chociaż cząstkę zostawić dla siebie.  W wolnych chwilach nie myśleć o chorobie. Zając głowę czymś moim. Tylko moim. To nie znaczy, że nie kocham. Właśnie dlatego ze kocham.  Naprawdę wiem, że N. nie chciałaby nieszczęśliwej mamy. Mamy wiecznie zmęczonej i złej.  Daje sobie prawo do odpoczynku. Po czym zadzieram kiece i latam...wszędzie tam gdzie powinnam. Tak poświęciłam się dla moich dzieci. Dla jednej i drugiej jestem cała i zawsze. Bo wiem ze to zaprocentuje na przyszłość.  Bo moje dziewczyny wyniosą z domu ogromny bagaż miłości i wsparcia.  Bo wiem, że dałam i daje im wszystko czego będą potrzebowały  w swoim już życiu.   Bo wiem, że zrobiłam wszystko żeby je nauczyć życia i wyposażyć jak najlepiej.  A ja?    Ja odpocznę jak one wyjdą juz z domu. Wtedy usiądę  w fotelu i z oczami pełnymi łez będę wspominała te bezsenne noce.  Te godziny strachu i niepewności.  I będę wiedziała,  że mam siłę.  Żeby dalej pomagać i być blisko.

Dni bezsilności,  wściekłości i bezradności wracają jak bumerang. I wtedy zadaje sobie pytanie dlaczego ja tak się poświęcam? ??? I wtedy też przypominam sobie ten dzień  7 miesięcy temu, kiedy gotowa.bylam oddać życie za zdrowie mojego dziecka. Czym więc w porównaniu do tego są bezsenność, noce???? Tak...matka jest w stanie unieść ogromny ciężar.  I mimo wielu upadków nieść go, bo tak trzeba. Bo dzięki temu mogę widzieć uśmiech na twarzy mojej córki, która mówi....wiesz mamo...ta choroba nie jest taka straszna, jak wiem, że nade mną czuwasz...

E. mama słodziutkiej N.
 
(EDu)

 

 

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz