02.00- Dźwięk alarmu- otwieram oczy i czuje
jakbym miała je zapchane piachem. Wyłączam
alarm i idę do pokoju N. Biorę do ręki nakłuwacz. Delikatnie nakłuwam
paluszek. Nic nie leci. Jeszcze raz. Znowu nic. Biorę drugi
paluszek. To samo. Ok spróbuję druga
rękę. Jest. Ciemna kropla krwi spływa na
kołdrę. Który to już raz z
kolei...czekam na wynik. 43 . Lecę do
kuchni po sok. Pol szklanki powinno wystarczyć.
Delikatnie budzę N. Jak ja tego nienawidzę. Moje dziecko na pół przytomne, zaspane nie wie co się dzieje.
- Pij kochanie. Parę łyczków i będziesz spać
dalej.
Czekam aż wypije i przykrywam ją kołdra. Wracam do łóżka. Zmęczenie nie daje mi zasnąć. Myśli kłębią się i nie dają wytchnienia. Spoglądam
na telefon. Cukier wcale nie drgnął. Minęło 10 minut . Poczekam jeszcze chwile.
15 minut i nic. Coś mi nie daje spokoju. Idę do kuchni. Biorę sok do ręki i sprawdzam. Cholera
jasna...napój nie sok!!! W 100 gr 0.2ww. No tak..nic się nie podniesie! Szlag
jasny by to trafił! !! Biorę do ręki 3 tabletki glukozowe i lecę do Niuni.
- Myszko obudź się! Chodź musisz zjeść tabletki. – próbuje
obudzić moje dziecko. Widzę, że jest
nieprzytomna, nie wie co się dzieje. Ale
bierze tabletki do ręki.
- Zjesz Myszko?
- Tak mamusiu...
- ok.
Widzę jak zjada tabletkę i wracam do
łóżka. Na telefonie cukier 40. Cholera
podnoś się! !! Leżę i patrzę w ekran jak zahipnotyzowana. 5 minut. 10 minut.
Nic. Ani drgnie. No szlag jasny by to
trafił. Juz powinien ruszyć. 15 minut- 40. Lecę do pokoju N. Na podłodze
leżą 3 tabletki. Nie ruszone. Do jasnej cholery...Lecę po miód. Biorę na
łyżeczkę.
- Myszko obudź się, słoneczko,
dawaj otwieraj buzię. Słyszysz
mnie?
- Yhm...
- Masz miód , otwórz buzię.
N. Zjada wszystko. Jeszcze biszkopt. Proszę zjedz jeszcze.
Ok. Poszło.
Serce wali mi jak wściekły sąsiad młotkiem ...idę do łóżka. Siedzę i patrze w telefon. Wiem już, że nie zasnę dopóki cukier nie podniesie się
i N. Będzie bezpieczna. 5 minut. 10. 15 ruszyło. Juz będzie ok. Leżę i patrze w sufit. Jest 3
w nocy a ja nie mogę zasnąć. A gdybym
nie miała alarmu? Gdybym się nie obudzila?
Nawet nie chce myśleć co mogłoby się stać. Ta cholera choroba odbiera mi siły. Czasami juz nie mam sily tego nieść. I nie wiem co jest gorsze. Strach o moje
dziecko czy ta bezsilność ? Świadomość,
że kompletnie nic nie mogę zrobić , żeby moje dziecko było zdrowe. Czasami
mam wrażenie, że nie uniose, że moje
serce pęknie na kawałki. Ale ja
mam.dla.kogo żyć. I musze by silna.
Czas na sen. Sen przynosi ukojenie.
04.39 alarm. Patrzę na telefon 79. Idę do N.
Biszkopty i spać.
06.15 alarm...budzik dzwoni. Czas wstawać do
szkoły. N. Blada i zmęczona. Ale chcę iść do szkoły. Szybkie śniadanie . Budzimy maleństwo . Ubieramy
się i wychodzimy. Będzie chwila oddechu. Czas na ogarniecie domu. Obiadu. Czas
na zakupy i zabawę z L.
09.20 telefon ze szkoły.
- E. cukier 42 ale mamy pod kontrolą. N. Dostała 3 tabletki. W tej chwili je połowę sniadania ia u pielęgniarki
.
- Czy mam.po.nia przyjechać?
- Na razie nie ma potrzeby. Podniesie my
cukier i będziemy obserwować. Ja Cię
tylko informuje. My w szkole musimy sami
sobie radzić z takimi sytuacjami. Ty masz teraz czas na dom i drugie
dziecko. Nie martw się.
...siadam i płacze. L. Bawi się na dywanie. A ja siedzę u łzy mi płyną po policzku.
Spotkałam w swoim życiu anioła. Kilka
aniołów, które pilnują mojego dziecka. Za
chwilę telefon od pielęgniarki.
- Pani E. Córka jest bezpieczna. Cukier 168.
Wszystko jest pod kontrolą.
Pani dyrektor wywalczyła i pielęgniarką jest
w szkole codziennie od 07.30 do 14.30.
Wszyscy nauczyciele są przeszkoleni. Każdy z nich wie jak podać glukagon. Mało tego.
Jeśli trzeba podali insuline. Wiem, że trafiłam na dobrych ludzi. Jeśli
trzeba jadę po córkę do szkoły. Ale w większości sami radzą sobie ze wszystkim.
Są jednak sytuacje , że boje się o nią. Boje się kiedy idzie na katecheze do
kościoła. Tam musi sobie radzić sama. Na
zajęciach plastycznych jest sama. Zawsze muszą pilnować, żeby miała przy sobie telefon. Glukagon. Sok. Glukometr. Zawsze muszę
pilnować czy telefon jest naładowany. Co
rano zegarek daje do ładowania.
Sprawdzam baterie w libre. W glukometrze. Sprawdzam stan pasków, insuliny. Pilnuje godzin posiłków, bazy. Pilnuje kontroli. Pilnuje
wszystkiego. Coraz więcej rzeczy N robi
sama. Ale.wciaz sprawdzam. Musze mieć pewność,
że dobrze ja wszystkiego nauczę.
12.20 jadę po N do szkoły. Jest blada i zmęczona. Ale dumna, bo sami dali rade.
- mamusiu a wiesz, że ja mówiłam Pani co ma
robić. Powiedziała, że jestem ekspertem i ona woli mnie
słuchać.
- Jestem bardzo dumna z Ciebie córeczko! I
kocham Cię nad życie.
- Ja Ciebie tez i wiesz...nie musisz się
martwić. Będzie dobrze.
Serce mi się ściska. Widzę jak moja mała dziewczynka wydoroślała.
Przytula L i całuje. Widzę jak barfzo
kocha swoją siostrę i jak potrafi się nią opiekować. Jedziemy do domu. Szybkie liczenie. Zastrzyk
i obiad. I mamy czas tylko dla siebie.
Bawimy się razem. Oglądamy bajki i zapominamy o całym świecie.
17.15 alarm- cukier 250....Szlag. ..korekta i
czekamy. Brutalny powrót do codzienności.
Kolacja.
Kąpiel . Czytanie. Spanie.
Czasami jest taki dzień, że mam wrażenie
jakby ten alarm dzwonił non stop. Tak jakby choroba mowila- hej ja tu jestem.
Nie będziesz mnie ignorować. A czasami
jest tak jak dawniej. Zapominamy o niej. I staram się z całych sił, by ten
ciężar spadał na mnie. Staram się z całych sił aby ich dzieciństwo nie
kojarzyło się tylko z chorobą. Ale po
takim dniu jak ten nie mam sily. Siadam wtedy przy łóżku najpierw jednej. Potem
drugiej i słucham jak spokojnie śpią. Patrzę
na nie i czuje jak bardzo jestem silna dla nich. Są moja miłością. Moim życiem.
Moim wszystkim. O nie ważne , że nie jestem wyspana. Nieważne, że zmęczenie wychodzi mi czubkami palców u
nogi. Nieważne , że bolą mnie nawet rzęsy,
na których chodzę. Wszystko to
nie jest ważne. One są ważne. I to ze są szczęśliwe. Ze mimo wszystko nie dajemy się. Żyjemy tak jak chcemy. Ważne jest to,że mamy
fajny dom. Fajna rodzinę. I fajna
szkole. I tego życzę Wam wszystkim.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz