Różne oblicza bólu
02.00.
Dzwonek alarmu budzi mnie . Cukier szybuje do góry. Od paru dni wciąż powyżej
200. Pewnie jakaś infekcja nas dopadła.
Przeliczniki w górę. Baza w górę. I wciąż ta niepewność czy ja dobrze
robię? Od diagnozy minęło 10 miesięcy a
ja wciąż nie mam pewności. Staram się
reagować, trzymać rękę na pulsie,
douczać się a ona wciąż robi swoje . Gdy
juz myślę, że mamy to. ..nagle wywraca
wszystko do góry nogami. Tak jak przewróciła nasze życie do góry
nogami 10 miesięcy temu. I już nic nie jest takie samo. Staram się nie
pokazywać po sobie tych gorszych chwil ale czasami po prostu jestem złamana. I
nie umiem się podnieść. Kilka chwil
musze to w sobie przerobić. Potem podnoszę
głowę i do przodu.
Te
chwile czasami mnie dopadają. Wtedy wszystko przeżywam od nowa. Szpital, nerwy,
łzy i wściekłość. I ten ból. Ból w
sercu, które rozpadło się na tysiące kawałków.
Ból z bezradności . Ból po diagnozie.
I ból w oczach mojego dziecka. Ból jaki
czuje przy zastrzyk ach. I ból ,
że już nigdy nie będzie zdrowa. Ten ból
towarzyszy nam codziennie. Może mniej ten fizyczny ale ten psychiczny,
emocjonalny jest i będzie. Po raz
srylion nie wiem który zadaje sobie pytanie czemu moje dziecko??? I wciąż nie
znajduje odpowiedzi. Nie ma odpowiedzi na to najbardziej znienawidzone, najbardziej wk..... pytanie. Jestem zmęczona. Codziennie wstaję niewyspana. Mimo tego, że mam alarm w razie spadku bądź za dużego cukru i tak się budzę. Może nawet nie budzę. Śpię na czuwaniu. Z jednej strony bo najmniejsza jeszcze je w nocy a z drugiej, bo mam zakodowane, że Czuwam. I co chwilę spoglądam na telefon jaki cukier. Rano zaczynam dzień od liczenia. Śniadanie dla N. Drugie śniadanie do szkoły. Przeliczanie. Insulina. Butelka dla L. Potem zawoze N. Do szkoły. Wracam. Zajmuje się maleństwem. Robię obiad. Sprzątam. Jadę po N. do szkoły. Obiad i znowu liczenie, przeliczanie, insulina. Potem spacer albo zabawa z dziewczynami. Sprzątanie po obiedzie. Przygotowanie słodkiej do szkoły na następny dzień. Kąpiel L. Kolacja. Znowu liczenie, przeliczanie. Kąpiel i znowu karmienie L. W końcu kolo północy kładę się do łóżka. A w międzyczasie w dzień korekty, sprawdzanie, przeliczanie i kontrola.
Gdy kładę się do łóżka boli mnie absolutnie wszystko. Ale gdy zadzwoni alarm albo L. budzi się na karmienie to wstaję. Nie zważając na nic. Nauczyłam się z tym bólem żyć. Każdym z nich. Jest i będzie. Tak jak cukrzyca jest i będzie.
Ostatnio
na grupie była akcja. Wrzucaliśmy filmiki z naszymi słodziakami. Przy jednych
się uśmiechałam przy innych mniej.
Wszystkie je łączy ból. Ból jaki
odczuwają nasze pociechy. Ten fizyczny.
Przy zmianie wkłucia, przy podawaniu insuliny. Serce się kraje a łzy same lecą
po policzkach. I chociaż wiem przecież co to za choroba, to nie mogę spokojnie
patrzeć jak te nasze dzieci cierpią. Jak
strasznie cierpią. Może tego na co dzień
nie widać. Może jedne są bardziej wytrzymałe. Może co niektóre lepiej sobie radzą. Może mniej je boli. Nie, na pewno nie.
Wszystkie boli tak samo. Po prostu już się przyzwyczaiły do tego bolu. Tak jest łatwiej. Tak jest lepiej. Bo przecież ten ból będzie z
nimi przez całe życie.
Niektórych
filmików nie byłam w stanie oglądnąć do końca.
Miałam wrażenie, że ktoś wyrywa
mi serce i wszystkie flaki i nic nie zostanie. Tak jak nic nie zostaje po
każdym kolejnym zastrzyku. Za każdym
razem jak daje zastrzyk mojej niuni to umieram.
Przez parę minut czuje się jak pusty bęben z którego wyjęli pranie a
wcześniej je odwirowali i potem wyrzucili.
Nie ma we mnie nic. Pustka.
Jak
długo człowiek jest w stanie wytrzymać ból? Po dwóch porodach wiem, że matka
jest w stanie znieść każdy bol. Ale ten psychiczny??? Jest o wiele gorszy.
Spala cie od środka, niszczy i nic nie pozostawia . Coraz częściej
łapie się na tym, że coraz mniej rzeczy mnie interesuje. Mój świat to moje
dzieci i chłop. I tylko to się
liczy. Nie liczy się nic innego. To jest ta pustka. Która sprawia, że nic nie
może zaprzatnac moje głowy i serca bardziej nic moje dzieci. Jedno, za które
oddam wszystko żeby było zdrowe. I drugie. Za które też odda wszystko , żeby tylko nie zachorowało.
Życie
jest tak kruche i krótkie, że nie
marnujmy czasu na pierdoły. Dajmy z
siebie wszystko, żeby naszym dzieciom było lepiej.
Mama
słodziutkiej N.
(EDu)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz