Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie...

02.00. Jak tu cicho. Jak spokojnie. Jakby wszystko było na swoim miejscu. Tak jak powinno być.  Po raz pierwszy czuje, jak mogę się cieszyć z małych rzeczy. ..te chwile w środku nocy najbardziej obrazuje piosenka mojej ukochanej artystki. Posłuchaj. ...


Czy ta niewinność nie mogłaby tak trwać w nieskończoność??? Doszłam w swoim życiu do takiego punktu, że potrafię  cieszyć się z tych małych rzeczy. Już nie potrzebuje bóg wie czego. Cieszy mnie uśmiech mojej córki,  jej pierwszy uśmiech,  pierwsze dźwięki jakie potrafi wydawać.  Cieszy mnie ze N. umie tabliczkę mnożenia do 30.  że potrafi sama po sobie umyć talerz. Nie chcę dla niej bogactwa ani sławy.  Chcę po prostu spokojnego życia.  Bez lęku, bez strachu o jutro. Chcę zdrowia.

Dziś cieszy mnie ciepła kawa w mojej ulubionej filiżance.  Słońce, które nieśmiało zaczyna świecić prze firankę.  Długa droga do tego prowadziła.  Kiedyś miałam inne priorytety.

Kiedyś moja N. była zdrowa. Chciałam dla niej wszystkiego co najlepsze. Najlepsze zabawki, najlepsze ubrania. Ambicje, żeby była lekarzem, utalentowaną malarka albo primabaleriną. Życie  pomału weryfikowało  moje ambicje. Ona wcale tego nie chciała. 

A ja wciąż patrzyłam na dzieci wokół.  Wciąż chciałam czegoś nowego. Przyjaciele podpowiadali co modne, co akurat warte zobaczenia, gdzie pojechać żeby się pokazać. 

Do czasu. Przyszła choroba. Już nie chciałam nic więcej.  Tylko zdrowia. Tylko żeby nie cierpiała.  Tylko spokoju i wytrwałości dla niej. I poczucia, że nie jest sama.

Ja oddałam się całkowicie jej. Powoli zaczęłam żyć tylko choroba. Nie zauważyłam, że nic innego się dla mnie nie liczy. Cały mój świat kręcił się wokół jednego tematu. Wciąż i na nowo szukałam, czytałam. Chciałam wiedzieć wszystko.  Problem tylko polegał na tym, że tą wiedzą nie dzieliłam się z nikim. W końcu mój wciąż niepoślubiony uświadomił mi to. Nie zauważyłam, że nawet jego starałam się odsunąć.  Kogoś kto chce mi pomagać.  Tak zamknęłam się w tym świecie,  że nie dałam szansy innym żeby się wykazać.   Dlaczego???

Jeszcze w szpitalu znajomi obiecywali odwiedzić nas. Zapewniali, że nie jesteśmy sami.  Rodzina dzwoniła i pocieszała. Potem powrót do domu i zderzenie z rzeczywistością.  Nie było nikogo. Nagle wokół zrobiło się pusto.         A Ci co zostali nie rozumieli dlaczego ja nie mam czasu? Przecież siedzę w domu, N. w szkole. L. Już  przecież coraz większa.  Mogłabym wyskoczyć tu czy tam.  
A czemu N. nie oddam na noc do babci? Przecież często ją tam dawałam.  Tak...przed chorobą.  Nie powiem, moja mama jest dla mnie ogromnym wsparciem ale problem polega na tym, że moja córka boi się dać zrobić babci zastrzyk. Chociaż to babcia jako pierwsza w szpitalu to robiła. 

I niestety tu się koło zamyka. Znajomi wykruszyli się szybko. Tak niestety jest, że ludzie boją się tego, czego nie znają. Lepiej jest unikać, udawać ze wszystko jest ok. O tak. To lubię najbardziej . To stwierdzenie,  że po co ja tak się boje puścić N. gdziekolwiek.  Przecież nic jej nie będzie.  Jak zje później  albo raz nie dasz zastrzyku to nic się nie stanie. A po co ja jej zabraniam.  Jedno jabłko jeszcze nikomu nie zaszkodziło.  I tak...dlatego stałam się nieufna.  Dlatego chciałam wszystko sama kontrolować.  Ale tak się nie da. Na dłuższą metę musimy mieć kogoś zaufanego. Kogoś kto nam pomaga. W tym wszystkim musimy pamiętać o sobie. Pierwsza rzeczą którą zrobiłam dla siebie było wyrzucenie z znajomych wszystkich, którzy mnie olali w tych ważnych chwilach. Wszystkich fałszywych i tych, co tak naprawdę mają w dupie mnie i to co się dzieje u mnie. I to sprawiło, że poczułam się wolna. Nie muszę już nikomu nic udowadniać. Ci co zostali to garstka osób na które mogę liczyć.  Którzy nie boją się zapytać jak N.

Wiem, że całe moje życie się zmieniło.  Ale nie mogę też zapominać o L. Ona też potrzebuje mamy. Wciąż niepoślubiony potrzebuje mnie. A ja potrzebuje czasu dla siebie. To że będę nieszczęśliwa nikomu nie przyniesie korzyści.  Czasami trzeba poprosić o pomoc. Czasami trzeba komuś wytłumaczyć.  W większości my rodzice zostajemy sami ze wszystkim. Rodzina. nawet najbliższa,  odsuwa się,  odsuwa od siebie świadomość problemu. Ale jeśli mamy kogoś bliskiego, to dajmy mu szansę  się wykazać.  Matka zawsze chce być ta jedną jedyną, która ratuje swoje dziecko. Ale czasami też sama potrzebuje pomocy.

Uświadamianie społeczeństwa jest tak samo ważne.  Małymi krokami można osiągnąć dużo.  Mówmy o tym w naszym otoczeniu. Kropla dąży skałę.  I może w końcu ta kropla trafi na osobę, która będzie nam przychylna.  Świadomość to połowa sukcesu. Wierzę w to, że za parę lat społeczeństwo będzie wiedziało więcej o tej chorobie. A tym samym mojej córce będzie łatwiej. 

Tak. Dzisiaj cieszą mnie małe rzeczy. Czuje się szczęśliwa. Mam dwie wspaniałe córki.  Mam dom. Mam miłość.  Z całą resztą sobie poradzę. 

Mama słodziutkiej N.

 (EDu)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz