Czy
ta niewinność nie mogłaby tak trwać w nieskończoność??? Doszłam w swoim życiu
do takiego punktu, że potrafię cieszyć
się z tych małych rzeczy. Już nie potrzebuje bóg wie czego. Cieszy mnie uśmiech
mojej córki, jej pierwszy uśmiech, pierwsze dźwięki jakie potrafi wydawać. Cieszy mnie ze N. umie tabliczkę mnożenia do
30. że potrafi sama po sobie umyć
talerz. Nie chcę dla niej bogactwa ani sławy.
Chcę po prostu spokojnego życia.
Bez lęku, bez strachu o jutro. Chcę zdrowia.
Dziś
cieszy mnie ciepła kawa w mojej ulubionej filiżance. Słońce, które nieśmiało zaczyna świecić prze
firankę. Długa droga do tego
prowadziła. Kiedyś miałam inne
priorytety.
Kiedyś
moja N. była zdrowa. Chciałam dla niej wszystkiego co najlepsze. Najlepsze
zabawki, najlepsze ubrania. Ambicje, żeby była lekarzem, utalentowaną malarka
albo primabaleriną. Życie pomału
weryfikowało moje ambicje. Ona wcale
tego nie chciała.
A ja
wciąż patrzyłam na dzieci wokół. Wciąż
chciałam czegoś nowego. Przyjaciele podpowiadali co modne, co akurat warte
zobaczenia, gdzie pojechać żeby się pokazać.
Do
czasu. Przyszła choroba. Już nie chciałam nic więcej. Tylko zdrowia. Tylko żeby nie cierpiała. Tylko spokoju i wytrwałości dla niej. I
poczucia, że nie jest sama.
Ja
oddałam się całkowicie jej. Powoli zaczęłam żyć tylko choroba. Nie zauważyłam,
że nic innego się dla mnie nie liczy. Cały mój świat kręcił się wokół jednego
tematu. Wciąż i na nowo szukałam, czytałam. Chciałam wiedzieć wszystko. Problem tylko polegał na tym, że tą wiedzą
nie dzieliłam się z nikim. W końcu mój wciąż niepoślubiony uświadomił mi to.
Nie zauważyłam, że nawet jego starałam się odsunąć. Kogoś kto chce mi pomagać. Tak zamknęłam się w tym świecie, że nie dałam szansy innym żeby się
wykazać. Dlaczego???
Jeszcze
w szpitalu znajomi obiecywali odwiedzić nas. Zapewniali, że nie jesteśmy
sami. Rodzina dzwoniła i pocieszała.
Potem powrót do domu i zderzenie z rzeczywistością. Nie było nikogo. Nagle wokół zrobiło się
pusto. A Ci co zostali nie rozumieli
dlaczego ja nie mam czasu? Przecież siedzę w domu, N. w szkole. L. Już przecież coraz większa. Mogłabym wyskoczyć tu czy tam.
A czemu N. nie oddam na noc do babci? Przecież często ją tam dawałam. Tak...przed chorobą. Nie powiem, moja mama jest dla mnie ogromnym wsparciem ale problem polega na tym, że moja córka boi się dać zrobić babci zastrzyk. Chociaż to babcia jako pierwsza w szpitalu to robiła.
A czemu N. nie oddam na noc do babci? Przecież często ją tam dawałam. Tak...przed chorobą. Nie powiem, moja mama jest dla mnie ogromnym wsparciem ale problem polega na tym, że moja córka boi się dać zrobić babci zastrzyk. Chociaż to babcia jako pierwsza w szpitalu to robiła.
I
niestety tu się koło zamyka. Znajomi wykruszyli się szybko. Tak niestety jest,
że ludzie boją się tego, czego nie znają. Lepiej jest unikać, udawać ze
wszystko jest ok. O tak. To lubię najbardziej . To stwierdzenie, że po co ja tak się boje puścić N.
gdziekolwiek. Przecież nic jej nie
będzie. Jak zje później albo raz nie dasz zastrzyku to nic się nie
stanie. A po co ja jej zabraniam. Jedno
jabłko jeszcze nikomu nie zaszkodziło. I
tak...dlatego stałam się nieufna.
Dlatego chciałam wszystko sama kontrolować. Ale tak się nie da. Na dłuższą metę musimy
mieć kogoś zaufanego. Kogoś kto nam pomaga. W tym wszystkim musimy pamiętać o
sobie. Pierwsza rzeczą którą zrobiłam dla siebie było wyrzucenie z znajomych
wszystkich, którzy mnie olali w tych ważnych chwilach. Wszystkich fałszywych i
tych, co tak naprawdę mają w dupie mnie i to co się dzieje u mnie. I to
sprawiło, że poczułam się wolna. Nie muszę już nikomu nic udowadniać. Ci co
zostali to garstka osób na które mogę liczyć.
Którzy nie boją się zapytać jak N.
Wiem,
że całe moje życie się zmieniło. Ale nie
mogę też zapominać o L. Ona też potrzebuje mamy. Wciąż niepoślubiony potrzebuje
mnie. A ja potrzebuje czasu dla siebie. To że będę nieszczęśliwa nikomu nie
przyniesie korzyści. Czasami trzeba
poprosić o pomoc. Czasami trzeba komuś wytłumaczyć. W większości my rodzice zostajemy sami ze
wszystkim. Rodzina. nawet najbliższa,
odsuwa się, odsuwa od siebie
świadomość problemu. Ale jeśli mamy kogoś bliskiego, to dajmy mu szansę się wykazać.
Matka zawsze chce być ta jedną jedyną, która ratuje swoje dziecko. Ale
czasami też sama potrzebuje pomocy.
Uświadamianie
społeczeństwa jest tak samo ważne.
Małymi krokami można osiągnąć dużo.
Mówmy o tym w naszym otoczeniu. Kropla dąży skałę. I może w końcu ta kropla trafi na osobę,
która będzie nam przychylna. Świadomość
to połowa sukcesu. Wierzę w to, że za parę lat społeczeństwo będzie wiedziało
więcej o tej chorobie. A tym samym mojej córce będzie łatwiej.
Tak.
Dzisiaj cieszą mnie małe rzeczy. Czuje się szczęśliwa. Mam dwie wspaniałe
córki. Mam dom. Mam miłość. Z całą resztą sobie poradzę.
Mama
słodziutkiej N.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz