02.00. Ciemna noc. Deszcz cichutko stuka w szybę. Przewracam się z boku na bok. Wściekłość nie daje mi snu. Nie przychodzi ukojenie. Koszmar dnia ciągnie się w nieskończoność. Boże daj mi sen. Tak bardzo go potrzebuję. Tak bardzo potrzebuję spokoju, odpoczynku.
Nadeszły dni buntu. Dni, w których przeklinam życie. Przeklinam Boga. Przeklinam wszystkich, którzy staną mi na drodze. Dni kiedy wszystko jest nie tak. Przeklinam te cholerna chorobę, która zabrała mi moje życie. Która sprawiła, że nigdy już nie będę w pełni szczęśliwa. Przeklinam chorobę, która odebrała mojemu dziecku normalne życie. Odebrała marzenia, plany.
Nadeszły dni, kiedy zdałam sobie sprawę, że tak już będzie zawsze. Zawsze już będę planować każde wyjście. Każdy posiłek. Każda imprezę, wycieczkę . Będę planować wszystko, bo bez tego moje dziecko może nie być bezpieczne. Już zawsze muszę pamiętać , że muszę mieć przy sobie niezbędnik. Już nie mogę być spontaniczna. Każde wyjście z domu muszę przemyśleć. Muszę zabezpieczyć moje dziecko. Muszę liczyć i przewidywać. I za każdym razem gdy nie ma mnie przy niej czuję strach. Strach o jej życie. I chyba już zawsze tak będzie. Nawet jak będzie dorosła. Będzie miała swoje życie ja będę myśleć. Martwić się. Zastanawiać czy jest bezpieczna.
Teraz mogę to kontrolować. Staram się przewidywać każdą chwilę jej życia. Szkoła, basen, zajęcia plastyczne. Planuję każdą minutę jej życia. To mogę kontrolować. Uczę ją jak sobie radzić. Jak mierzyć cukier. Co robić gdy jest niski. Uczę ją, że jest taka sama jak inne dzieci. Uczę ją żyć z ta choroba.
Nie mogę przewidzieć tylko reakcji i zachowania innych. Nie mogę uchronić jej przed spojrzenia mi, zdziwieniem, niewiedzą innych. Na szczęście do tej pory N. Nie spotkała się z jakimiś przykrymi komentarzami. Nie była narażona na nieprzychylne spojrzenia. Ale czy zawsze tak będzie? Czy nigdy nie trafi na kogoś, kto nie zrozumie? Nie wiem i nie uchronie jej przed tym. Nie jestem w stanie. Jestem matką, która walczy o swoje dziecko . Jeśli ktokolwiek by chciał powiedzieć jen coś nie tak...oj nie chciałabym być w jego skórze. Głośno potrafię domagać się swojego. I wiem, że tak trzeba. Ale też nie zawsze będę przy niej. Musze nauczyć ja radzić sobie z tym. N. Musi być silna i twarda. Jak przygotować ją na to wszystko?? Wiem, że jedynie jej własną wewnętrzna siła ,poczucie własnej wartości i pewność siebie pozwoli na to, żeby takie sytuacje jej nie raniły. W to musze ją wyposażyć na przyszłość. Jeśli ona będzie wiedziała ile jest warta, nikt jej nie skrzywdzi. Inaczej nie mam pomysłu. Chciałabym ja chronić ale wiem, że to niemożliwe.
Czy ktokolwiek wspominał nam o tym w szpitalu? Czy ktoś przygotował nas na te ciągła walkę o każdy dzień? Czy ktoś teraz dba o to, żebyśmy mieli wsparcie? Ja że szpitala wyszłam z 1/100 tej wiedzy, która teraz mam. Jak nie mniejszą. I to tylko sucha teoria. Rzeczywistość okazała się o wiele bardziej trudniejsza i ciężka . I nikt nas na to nie przygotował. Nikt nie powiedział ile nerwów, bólu, strachu, nieprzespanych nocy nas czeka. I nikt nie wie. Ile to nas wszystko kosztuje. Siłę daje mi moje dziecko. Z dnia na dzień coraz mądrzejsze. Potrafi zadziwić mnie swoją dojrzałością. Kocham ją nad życie. I swoje życie jestem w stanie jej poświęcić. Oczywiście nie zapominam, że to życie musze jeszcze dać mojej drugiej córeczce. Ale dla matki nie ma w tym niczego ponad siły. Tak samo mogę oddać życie za jedną i za drugą. Bo mimo choroby N. Życie toczy się dalej. Jestem mamą, żoną, córką, siostrą, i dla wszystkich chce być. Dla siebie też. Żeby nie zwariować. I taka siłę tez dają mi dziewczyny z naszej grupy. To tu znalazłam bratnie duszę. To tutaj potrafią pomoc Ci bezwarunkowo. O każdej porze dnia i nocy. To tutaj mam osoby, do których gęba mi się cieszy chociaż nigdy nie widziałyśmy się. To tutaj spotkałam osoby, z którymi siadam i wciąż mamy o czym rozmawiać. Tak jak byśmy znali się całe życie.
Każdemu z nas życzę spotkania na swojej drodze takich ludzi. Takich przyjaciół. Którzy rozumieją Cię bez słów. I w tym całym nieszczęściu przynoszą uśmiech. I wiarę, że da na świecie dobrzy ludzie. A jeśli są to znaczy, że moje dziecko też ma szansę na nie trafić. I kiedyś przyjdzie i powie mi „ mamusiu jestem szczęśliwa „. I nic już więcej nie będzie mi potrzeba
Mama słodziutkiej N.
(EDu)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz