Oto jego tłumaczenie :
Jeśli ktoś choruje na
cukrzycę – chorują z nim jego przyjaciele i rodzina.
Najbliżsi nazywani są dlatego
„Typem F”.
Matka, przyjaciółka i
małżonek opowiadają tutaj, jak z tą chorobą czują się ich bliscy.
Typ F - co to w ogóle jest?
Nie jest to nowy typ
cukrzycy, lecz tak nazywa się na forach internetowych i w kręgach zawodowych
ludzi z otoczenia cukrzyków –
„Nie chodzi tutaj o chorobę, lecz o wyzwanie” – mówi psychodiabetolog Klaus-Martin Rölver z Centrum Cukrzycowego w
Quakenbrück. Jest to najczęściej wyczerpujące, często przerażające zadanie dla
najbliższych.
Jak pokazało badanie o nazwie
DAWN2, prawie połowa osób pytanych uważa swoich najbliższych za duże
obciążenie. Czują się oni także niepewni i bezradni w kontaktach z nimi.
Najbardziej boją się oni sytuacji
wystąpienia hipoglikemii” – mówi Klaus-Martin Rölver.
Jakie jest to naprawdę
uczucie strachu opowiada nam matka Yvonne Behrend z Peine, która kilka razy w
nocy musi wstawać, żeby zmierzyć poziom cukru we krwi swojemu synowi,
Leanderowi. „To jest bardzo męczące w dłuższej perspektywie”, mówi nam ekspert
Rölver.
Niekiedy diabetycy denerwują swoich najbliższych zmianami nastroju lub
agresywnością z powodu niskiego poziomu cukru we krwi. „Trzeba tutaj zrozumieć,
że mózg nie działa prawidłowo w przypadku znacznego niedoboru cukru” wyjaśnia
Rölver. Również komplikacje z powodu niedoboru cukru i strach przed jedo
następstwami, są bardzo obciążające.
Sabrina Lutter z Stadthagen była świadkiem jak jej przyjaciółka zapadła w
śpiączkę cukrzycową. Podobnie Rolf Haug z Gröbenzell zmienił sposób żywienia w
trosce o swoją żonę.
Ale zbyt duża nadopiekuńczość może być postrzegana przez diabetyka jako
protekcjonalizm/protekcjonalność, ostrzega Rölver. Ciągła opieka nad chorym
może nadszarpnąć taki związek.
Klaus-Martin Rölver zaleca krewnym cukrzyków branie uczestnictwa w
specjalnych szkoleniach, skierowanych właśnie do nich. Odbywają się one w
specjalistycznych punktach diabetologicznych.
„Najchętniej chciałabym być
zawsze blisko Leandra”.
- Yvonne Behrend: „Gdy mój
syn czuje się źle, ja także czuję się wtedy źle. Cierpi na cukrzycę od 4 lat.
Radzimy sobie z nią dość dobrze.
Jednak gdy Laender ma infekcję – a to zdarza się dość często – cukry
zaczynją szaleć. Nie mogę spać, wstaję co najmniej 3 razy w nocy, żeby zmierzyć
mu poziom cukru. Na szczęście mój mąż jest spokojniejszy i pomaga odzyskać mi
równowagę. Leander chodzi teraz do szkoły i ma tam dobrą opiekunkę. Mimo to
zawsze jestem dostępna pod telefonem. Musiałam w tej sytuacji zrezygnować z
pracy fryzjerki i teraz pracuję wspólnie z mężem w firmie developerskiej. Nie
umiałabym odpuścić. Nie mogę Leandrowi tak po prostu pozwolić pójść na
urodziny…Kto będzie w stanie policzyć mu węglowodany i podać odpowiednią
dawkę insuliny? Najchętniej chciałabym być zawsze blisko Leandra. Oczywiście
zastanawiam się nad przyszłością. O dalszych szkołach i edukacji… Jeszcze wiele
spraw nas czeka.”
„To było straszne widzieć
swoją najlepszą przyjaciółkę w takim stanie.” Sabrina Lutter: „Znamy się z Lisą
od 13.roku życia. W szkole cukrzyca Lisy nie rzucała się w oczy. Śpiew, taniec,
dobra zabawa – wszystko to było możliwe także z cukrzycą. Gdy poszłyśmy na
studia do Kassel, zamieszkałyśmy razem. Zauważyłam wtedy, że Lisa odpuściła
sobie troskę o swoją cukrzycę. Przed trzema laty poczuła się bardzo źle. Lisa
miała trudności z oddychaniem. Ja zadzwoniłam szybko po pogotowie. Lekarz
zalecił jej wtedy tylko odpoczynek. Kiedy zajrzałam później do jej pokoju –
była nieprzytomna. Zadzwoniłam pod numer alarmowy 112, następnie błagałam sanitariuszy, żebym mogła
pojechać razem z nią do szpitala. Nie mogłam przecież zostawić Lisy samej.
Było to straszne widzieć ją w śpiączce. Następnego dnia Lisa przeprosiła mnie i
podziękowała mi za uratowanie jej życia. Okazało się, że dwa dni nie robiła
sobie zastrzyków (nie podawała insuliny). Na szczęście Lisa teraz znacznie
lepiej zajmuje się swoją chorobą. Zrobiłyśmy sobie wtedy tatuaże. Przyjaźń jest
też „pod skórą”. W międzyczasie przeprowadziłyśmy się do innych miast, ale
nadal jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami”.
„Gertraud, czy
wzięłaś już swoją tabletkę?”
„Trzy lata temu moja żona poczuła się słabo i bez siły. Poszła wtedy do
swojej lekarki. Diagnoza – cukrzyca typu 2. Getraud była zszokowana i ja także.
Ale nie pozwoliliśmy by nas to złamało. Zaczęliśmy zbierać informacje o
chorobie, zmieniliśmy sposób odżywiania, częściej wychodziliśmy na spacery.
Krótko po tym udało nam się zgubić także parę kilogramów. Poczuliśmy się lepiej.
We dwójkę jest raźniej walczyć z taką chorobą. Często ja robię zakupy i
unikam słodkich rzeczy, żeby „nie kusić” tym Getraud. Kiedy gotuję w kuchni to
nie przygotowuję schabu, lecz coś naprawdę zdrowego.
Nie rozmawiamy wcale tak dużo o cukrzycy, po prostu zdrowiej żyjemy, na
ile nam się udaje. Jedyną rzeczą o jaką czasem zapytam Getraud, to czy wzięła
już swoje tabletki. Mam nadzieję, że będziemy jeszcze mogli przez wiele
lat, mimo cukrzycy, robić to, co dla nas jest ważne, czyli pielęgnować ogród,
podróżować, żeglować. Chciałbym, żeby nasz zdrowy styl życia się opłacił i
Getraud nie musiała brać zastrzyków z insuliny oraz że nie rozwiną się żadne
powikłania. Tego obawiałbym się najbardziej.”
Tłumaczenie : Joanna Ernest, Andrzej Sekuła i Anna Szczepańska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz