Słowo wstępu.
Tekst jest oparty na faktach autentycznych i za zezwoleniem rodziców wstawiony tutaj.Dla zrozumienia intencji przekazu chcę podkreślić, że nie chodzi tutaj o walkę z Kościołem, tylko i przedstawienie patologii na jaką napotykają i z jaką muszą się mierzyć dzieci chore na cukrzycę i ich rodzice. To nie jest odosobniony przypadek, niestety ale można zauważyć podobne incydenty, które pozostają z różnych powodów nieprzedstawione. Osoby chcące skomentować tę żywą historie, proszę o kulturę wypowiedzi.
Przedszkole na pozór jak każde inne. Widać w nim tylko małe szczegóły, część
pań chodzi w klasztornych habitach, modlitwa przeplatana zajęciami i dobry duch
chrześcijański towarzyszący im w zabawie. Jesteśmy w Warszawie w środku Europy
w XXI wieku w rozwiniętym, cywilizowanym Państwie Prawa. Julia (5 lat) przed
dwoma laty zaczęła uczęszczać do przedszkola prowadzonego przez Siostry
Służebniczki Starowiejskie NMP NP, ponieważ jej starsza siostra też tam
chodziła, a jedną z myśli przewodnich tego przedszkola jest wychowanie
rodzeństwa w jednym duchu wiary.
Wszystko układało się pięknie. Dziecko było zadowolone, ogólnie lubiane i
kochane przez personel, rodzice bardzo zaangażowani w życie przedszkola i
kościoła. Kliniczna diagnoza, która padła w czasie minionych świąt Bożego
Narodzenia, spowodowała swoiste trzęsienie ziemi.
U Julii zdiagnozowano cukrzycę typu 1. Choroba ta należy do grupy
autoimmunologicznych, a pacjent jest całkowicie zależny od insuliny. Ten typ 1
cukrzycy nie ma nic wspólnego z nieodpowiednią dietą, brakiem ruchu czy
nadwagą. Na cukrzycę typu 1 chorują dzieci od wieku niemowlęcego począwszy i ta
niepełnosprawność może dotknąć każdego, niezależnie od wiary czy statusu
społecznego.
Rodzice nie mieli innego wyboru, tylko szybko się otrząsnąć, przeszkolić,
nauczyć podstaw choroby i z nią żyć.
Niestety po przeszkoleniu personelu przedszkola w kierunku pomocy
diabetologicznej, Julia rozbiła się o mur niechęci i mimo swojego młodego
wieku, dostała krzyż od Boga, w postaci nieuleczalnej choroby, a Jego
służebnice na ziemi zdyskwalifikowały ją i pełne arogancji wobec rodziców,
wyrzuciły z przedszkola. Nagle zaniknął duch chrześcijańskiego wychowania
rodzeństwa, zamazane zostały wskazówki założyciela zgromadzenia bł. Ojca
Bojanowskiego, a miłość do bliźniego straciła znaczenie. Dlaczego? Bezwzględne
posłuszeństwo przełożonym zgromadzenia ubezwłasnowolniło podrzędne siostry
zakonne i pracujące w przedszkolu osoby świeckie, które najwidoczniej nie mogą
mieć własnego zdania, a jedynie mogą powtarzać niezrozumiałe stanowisko władz
zgromadzenia?
Niewiele trzeba, by pomóc dziecku z cukrzycą typu 1 w jego codziennym życiu w
placówkach edukacyjnych. Wystarczy chcieć zrozumieć chorobę, dbać o równowagę
między dawką insuliny doposiłkowej względem spożywanego posiłku, sprawdzać
zmienne stany glikemii i reagować przy spadkach cukru dosłodzeniem, a przy jego
wzrostach, korekcyjną dawką insuliny albo wysiłkiem fizycznym. Julia posiada
ciągły monitoring glikemii, który w połączeniu z dodatkowym programem pozwala
na odczyt glikemii za pomocą telefonu komórkowego. Pomiary z kropli krwi metodą
tradycyjną w przypadku Julii robione są sporadycznie, najczęściej przy nagłych
spadkach lub wzrostach poziomu cukru.
Przestarzałe prawo nikogo wyraźnie nie obliguje do opieki nad dzieckiem z
cukrzycą typu 1. Dziecko takie ze względu na niewidoczną niepełnosprawność
ogólnie uważane jest za „zdrowe” i samowystarczalne. Niestety, jest to wrażenie
złudne, bowiem dziecko jest zależne od pomocy swojego otoczenia.
Tak niewiele trzeba, żeby pomóc dziecku
choremu na
cukrzycę typu 1.
Tak niewiele też trzeba, by dziecko takie napiętnować, odrzucić i narazić w
jego młodym wieku na dodatkowy, niepotrzebny uszczerbek na zdrowiu fizycznym i psychicznym.
W imię czego? W imię własnej wygody...
Żadna osoba duchowna żyjąca w czystości i celibacie,
nie mająca nic wspólnego z macierzyństwem, nigdy nie będzie w stanie odczuć
poniżenia, jakim poczęstowani zostali rodzice Julii.