Życie to walka....



02.00. Cisza. ..wszechogarniajaca cisza...złowroga...cisza....

Wstaję jak co noc. Mierze cukier. I to uczucie lęku...noc budzi mnie lękiem...od jakiegoś czasu już noc nie jest moim sprzymierzeńcem.  Noc nie przynosi ukojenia.  Noc jest tym niechcianym.  Boje się zasnąć.  Boję się, że się nie obudze.  Budzik nastawiony na alarm co dwie godziny. Noc niesie nieznane.

Jakiś czas temu musiałam pozmieniać dawki i bazę.  Moje dziecko rośnie a wraz z nim zapotrzebowanie na insuline. I to właśnie powoduje, że każda noc jest niepewna.  N. Nie chce pompy. Nie mam zamiaru jej namawiać . Mogę sobie tylko wyobrazić dlaczego jej nie chce. Zastrzyk z pena trwa parę sekund. Potem choroby już nie ma. Potem jest taka jak inne dzieci. Taka jak zawsze. Pompa, jak sama mówi, bedzie wciąż jej pokazywać że jest chora. I ja to rozumiem. N.  Boi się Libry. Jej paniczny strach przed kłuciem powraca jak bumerang. Ale tu musze się postawić. Libra trochę zmodyfikowana pozwala mi na ciągłe monitorowanie jej cukru. Poza tym w nocy, kiedy strach jest największy pomaga i alarmuje o przekroczonych normach. Taka mała modyfikacja i działa.  Tylko na miłość boska jak ją przekonać???? 

Walczę ....każdego dnia walczę. Nie z chorobą.  Bo to już cześć naszego życia.  Tak jak kiedyś pisałam,  nie ma sensu z nią walczyć.  Po prostu jest i trzeba jakoś reagować na jej humory. Walczę o życie.  O normalne życie mojego dziecka.  Walczę o moje dziecko. Dopiero teraz jak poukładałam  sobie świat na nowo dotarło do mnie, że tak naprawdę  nie musze walczyć z chorobą ale z tym, co przyniosła. I nie chodzi mi o cukier, insuline, przeliczanie. Z tym można żyć.   Walczę z niedouczeniem społeczeństwa,  z niesprawiedliwość,  walczę  z biurokracją i systemem. Dopiero teraz widzę, w jakim kraju żyjemy tak naprawdę.  W kraju w którym mojemu dziecku nie należy się refundacja na sprzęt, który może uratować jej życie. W kraju, który cudownie uzdrawia moje dziecko po 2 latach. Przecież wiadomo , że z cukrzycą można żyć.  Po co więc dzieciom przyznawać  pkt 7 w orzeczeniu? Przecież skoro potrafią się ubrać  i chodzą do szkoły to sa samodzielne. Ale czy moje dziecko umie samo wyliczyc ww? Czy umie wyliczyc dawkę insuliny? Czy umie samo ja sobie podać?  No nie!!!! Do jasnej cholery nie!!!! I nie będzie.   Tak długo , jak długo mi starczy sił aby walczyć o to, by się nią opiekować. I to nie orzecznik  powinien o tym decydować tylko my, rodzice.  Bo to my znamy nasze dzieci najlepiej.  Orzecznictwo jest niedopracowane.  Orzecznictwo nierzadko kierują się tym, co bardziej opłacalne dla budżetu niż dla naszych dzieci. Oni potrafią w perfidny sposób wykorzystywać nasza grupę , do własnych celów.  W tym wypadku do zebrania argumentów przeciwko nam. Tak. Zastanówmy się nim coś napiszemy.....

Ktoś może powiedzieć, że przecież cukrzyca zostanie z nimi na całe życie i muszą nauczyć się wszystkiego   Owszem. Ale ja twierdzę,  że dopóki mogę,  ciężar choroby biorę na siebie. Chce żeby N. Jak najdłużej mogła cieszyć się z bycia dzieckiem.  Bo to, co przerażAa mnie najbardziej to jej dorosłość.  Problemy jakie wtedy na nią czekają.  Kiedyś mówiłam jej, że choroba jej nie ogranicza. Że całe życie przed nią i może być kim tylko zechce i robić co tylko zechce. Ale czy tak będzie naprawdę?  Czy mogę jej zagwarantować życie bez powikłań?  W pewnym sensie tak. Jeśli wciąż będę czuwać to całe życie może nie odczuwać skutków choroby. Tych fizycznych. Ale co z przepisami? Czy cukrzyk  ma takie same możliwości jak każdy z nas zdrowych? Czy nie ma żadnych ograniczeń jeśli chodzi o zatrudnienie??? No są niestety. I tu moja wizja, że może być kim chce bierze w łeb.  Nie przeskocze niestety niektórych przepisów.  Nie przeskoczę braku świadomości i dobrej woli innych. Kraj w jakim żyjemy nie pomaga niepełnosprawnym.  Czy to wina rządzących? Tych czy tamtych....nie ma to znaczenia. Chce doczekać czasów  ze będą nas traktować sprawiedliwie. Ze przepisy w końcu będą jasne i przejrzyste. Ze będziemy mieć, my rodzice wsparcie w tej chorobie.

Dzisiaj czuję się jak Don Kichot. Walczę z wiatrakami.  I walczyć będę dopóki starczy mi sił.  Będę walczyć o lepszą przyszłość dla mojego dziecka. Codziennie będę wstawać i walczyć o to, żeby naprawdę mogła normalnie żyć.  Nie tłumacząc się któregoś dnia, siedząc w restauracji, że musi podać sobie zastrzyk żeby żyć.  Normalnie żyć I nie musieć się chować, gdy będzie musiała zmierzyć cukier. Będę walczyć o to, że ( nie daj Boże )któregoś dnia , ktoś będzie wiedział jak jej pomóc gdy straci przytomność.  Będę walczyć o to, że wszelkie środki ratujące jej życie powinny być refundowane.  Będę walczyć o to, że lekarz będzie po to by jej pomagać a nie wytykać błędy.  Będę walczyć o swoje dziecko.  Dziś , jutro,  zawsze....dopóki starczy mi sił.  Dopóki nie będę pewna że jest szczęśliwa .

Dziś kiedy strach paraliżuje mnie wiem , że ten strach daje mi siłę.  Ten strach sprawia , że mam te siłę na wstawanie co noc. Nie skarże się.  Nie narzekam. Inwestuje w przyszłość.  Inwestuje w zdrowie i szczęście mojej N. Miłość procentuje. I nadzieja. Nadzieja na lepsze jutro??? A Ty o czym myślisz w nocy???

Mama słodziutkiej N.
 (EDu)

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz